J 16,12-15
Jezus powiedział swoim uczniom: ”Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek słyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam oznajmi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego bierze i wam objawi”.
Niekiedy wydaje się nam, że o Bogu i o wierze wiemy już wszystko. I takie przeświadczenie zaczyna nam ciążyć, gdyż wydaje się nam, że nic nas nie pociągnie dalej, nie zainspiruje… Modlitwa, sakramenty, gesty i słowa – wykonujemy to wszystko niemal automatycznie i zaczynamy przypuszczać, że to już szczyt naszego poznania. Tylko tyle? – pytamy… Pojawia się znudzenie, zawód, niesmak… Wtedy droga wiary zaczyna nam ciążyć, wręcz przeszkadzać; widzimy tylko ograniczenia, które rzekomo wprowadza ona do naszego życia oraz zakazy, które według naszego zdania jedynie krępują wolność i inicjatywę…
Takie myślenie pojawia się niemal automatycznie wtedy, gdy to, co nazywamy wiarą, tak naprawdę nią jeszcze nie jest… To jedynie pewna religijność, a nawet rytualizm, który nie wyszedł z ram tego, czego zostaliśmy nauczeni i nie otworzył się na osobiste spotkanie z Bogiem. Wiara jest bowiem relacją – a ta nie może zaistnieć, jeśli nie dojdzie do głębszego, interpersonalnego spotkania.
Czasami nie jesteśmy jeszcze na nie gotowi… Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz jeszcze znieść nie możecie – mówi Jezus. I to jest wbrew pozorom dobra wiadomość, ponieważ nasze poznanie jest ograniczone, więc gdybyśmy mogli objąć tę „rzeczywistość” jaką jest Bóg, nie byłby On Bogiem, gdyż miałby swoje granice, do których możemy dotrzeć naszą dedukcją.
Tajemnica Boga nas jednak przekracza, a tym samym zaprasza do rozwoju i transcendowania samego siebie, by wzbić się na wyższy poziom poznania i zrozumienia, którym jest otwarcie się na misterium objawiającej się Trójcy.
W życiu wciąż szukamy czegoś, czego nie możemy znaleźć; wciąż tęsknimy i żyjemy nadzieją o przyszłości, która spełni nasze oczekiwania, a przynajmniej je przed nami samymi skonkretyzuje. Na próżno szukamy jednak odpowiedzi w nas samych, czy też w tym, co nas otacza. Te przestrzenie mnożą jedynie znaki zapytania i powiększają trawiący nas głód takiej prawdy, która będzie zarówno definitywna jak i kreatywna; jedności będącej z jednej strony bezpiecznym uporządkowaniem, a z drugiej – dynamiczną różnorodnością; a także miłości zrodzonej nie z ulotnych uniesień uczuciowych, lecz będącej wynikiem poznania intelektualnego. Chcemy się móc na kimś oprzeć i pragniemy też być dla kogoś podporą i źródłem szczęścia.
Te wszystkie pragnienia mają swój pierwowzór – Boga w Jedności Trzech Osób. Można czytać całe traktaty teologiczne na ten temat – i są one fascynujące – ale warto spojrzeć w swoje serce – nasze najgłębsza „ja” z jego tęsknotami i dążeniami, by tam odkryć Tego, który jest początkiem nas samych. W Nim posiadanie nie jest zniewoleniem. lecz obdarowywaniem wolnością; władza nie jest panowaniem, ale wzajemną służbą, a wspólnota nie niesie ze sobą rywalizacji, tylko pełną harmonii komunią. Taki jest nasz Bóg…