Pewnie wiele osób zastanawiałoby się dzisiaj, dlaczego młode dziewczyny porzucają ten świat i podejmują życie kontemplacyjne w zakonach klauzurowych. Przecież nasze czasy oferują tyle dróg wyjścia, jest mnóstwo ciekawych kierunków studiów, każda może znaleźć ten, w którym będzie się spełniać. Możemy bez większych problemów wyjeżdżać za granicę, zarabiać pieniądze, zwiedzać piękne miejsca i podążać drogą kariery i sukcesu.
Te wszystkie ścieżki są oczywiście bardzo kuszące, o czym świadczy fakt, że tak wielu ludzi nimi podąża. Przychodzi jednak taka chwila – taki moment, w którym człowiek zatrzymuje się i pyta, do czego to wszystko zmierza? Czy te wszystkie wspaniałości nie są jedynie namiastką tego, czego naprawdę szukamy? Czego jednak, a raczej Kogo szukamy? Otóż Tego, od Którego wszyscy pochodzimy i który stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo.
Natura, która wyszła spod troskliwych rąk Ojca, pragnie wrócić do Niego i w ciągłej bliskości móc oczekiwać na upragniony czas oglądania Jego Oblicza w wieczności.
Zastanawiając się nad naszą ziemską wędrówką, obserwując ludzkie zachowania, charaktery i podejmowane przez nas decyzje, można szybko dojść do wniosku, że tak naprawdę każdy człowiek szuka Boga. Ku Niemu kierujemy się – czasem drogami niezwykle krętymi i w sposób jakże niezdarny, ale nasze myśli zawsze przenika jakaś tęsknota za dobrem, sprawiedliwością, pokojem i miłością. A czyż to nie są jedne z tak wielu przymiotów Boga?
Szukamy Go wszędzie i instynktownie niemal wyczuwamy Jego obecność w tym, co prawe, szlachetne i wielkie. Dusze, które Pan obdarzył powołaniem kontemplacyjnym, pragną być jak najbliżej swojego Najdroższego. I już przestaje być ważne to, jak dużo pieniędzy będzie można zarobić, ile cudów tego świata jeszcze zobaczyć, bo to wszystko w skonfrontowaniu z miłością i wezwaniem Boga zaczyna po prostu nie wystarczać. Ileż to razy podczas najprzyjemniejszych nawet spotkań i przeżyć całe otoczenie tchnęło jakąś niewypowiedzianą pustką, a serce wyrywało się, by iść drogą samotności, która nią tak do końca nigdy nie jest i nie będzie, bo zawsze jest przy nas Chrystus. Bowiem „w samotności nigdy nie jest się samotnym – ponad samotnością bez odpowiedzi jest rozmowa z Bogiem” (T. Merton).
Wezwanie do życia kontemplacyjnego – tak bardzo niezrozumianego przez współczesny świat – jest właśnie odpowiedzią na te wszystkie tęsknoty i pragnienia, jakie podsyca w duszy Duch Święty.
Ktoś jednak mógłby powiedzieć – dobrze, ale jest przecież wokół tylu potrzebujących, więc dlaczego nie służyć im w zgromadzeniu czynnym? I tu właśnie można podkreślić bogactwo natchnień Ducha Świętego, który mnoży w Kościele rozmaite charyzmaty tak, aby jak najlepiej zaspokoić Jego potrzeby. Zakony kontemplacyjne są umieszczone niejako w Sercu Kościoła – wspomagają jego wędrówkę i stanowią ognisko modlitwy, przy którym każdy strudzony pielgrzym może się ogrzać.
Życie mniszki kontemplacyjnej to dążenie do wzoru Chrystusa modlącego się na górze – Jezusa, który w samotności rozmawia z Ojcem. Właśnie takie spotkanie jest treścią naszego życia i każdego dnia. W modlitwie, pracy, zwyczajnym trudzie codzienności, oddajemy wszystko Bogu, łącząc z tym ustawicznym czuwaniem ofiarę z naszego życia. Kościół zawsze potrzebował i będzie potrzebować tego typu poświęcenia. Może właśnie w dzisiejszych czasach bardziej niż kiedykolwiek, bo radykalizm i ubóstwo życia klauzurowego stanowi tak wymowny znak sprzeciwu dla świata – a czy nie mamy być przecież takim znakiem?
Wielu osobom takie życie wydaje się wręcz niewyobrażalne – warto jednak podkreślić, że Jezus Chrystus też nie szukał zrozumienia dla tego, co czynił – On po prostu pełnił Wolę Ojca i przebywając z Nim na samotnej modlitwie tak naprawdę zbliżał nas do Niego. W taki też sposób trwają wspólnoty mniszek kontemplacyjnych – stanowią żywe świadectwo miłości Boga ku człowiekowi. Jakże wielkie zaufanie do nas musi mieć Bóg, że tak wielką i zaszczytną misję powierzać słabym i grzesznym ludziom? Jego miłość pozwala nam nie tylko na to, by pracować dla własnego zbawiania – On daje o wiele więcej, bo życie mniszek ma toczyć się na chwałę Bożą i dla zbawienia całego świata.
Nasza ziemska egzystencja jest z jednej strony jedynym darem, a z drugiej wszystkim, co tak naprawdę i świadomie możemy oddać Bogu Ojcu.
Świat cierpi. Cierpi, gdyż odrzuca Boga, zadowala się jakimiś namiastkami dobra i w końcu staje na rozdrożu. A Chrystus zaprasza tak pokornie, ale stanowczo, by za wszystkich ludzi ofiarować każdą chwilę swojego życia. Jakże więc cennym je czyni! Poprzez trwanie w ciszy klauzury, przed Najświętszym Sakramentem, zostajemy włączone w tajemnicę Odkupienia i Pan pozwala nam – swoim grzesznym sługom – stawać się znakami bezgranicznej przynależności człowieka do Boga i dążności do naszego mieszkania w Niebie.
Ciche trwanie mniszek zostaje więc przemienione w skarb dla Kościoła – cóż może być cenniejszego nad to? Przecież nikt z nas nie potrafi swoim staraniem przedłużyć swych dni na tej ziemi, ale za to Bóg daje o wiele więcej – pozwala te dni przemienić tak, by żadna minuta nie była zmarnowana i przyniosła pożytek całemu światu.
Poświęcenie się Bogu w zakonie kontemplacyjnym nie jest więc w żadnym razie zmarnowaniem życia – jakże bowiem nie odpowiedzieć Bogu, który wciąż pragnie naszej miłości? Iść drogą Chrystusa, czyli drogą Ewangelii – to nasz obowiązek, a realizowanie konkretnie takiego powołania jest wielkim zaszczytem i łaską, z której tak do końca zdamy sobie sprawę będąc już przy naszym Panu w wieczności.